Nie działamy jak komputery, ale też warto, byśmy nie opierali się tylko na emocjach, przeczuciach i intuicji. Chyba cała sztuka polega na tym, żeby jedno oko było emocjonalne, a drugie racjonalne. Jak to zrobić?
Pytanie jest mocno filozoficzne, a ja filozofem nie jestem. Ale zastanawiam się nad praktyczną stroną tego pytania. Szczególnie w ostatnich miesiącach.
Tak bardzo przyzwyczajamy się do tego, co mamy, do tego, gdzie jesteśmy, że zapominamy, jak bardzo to wszystko jest ulotne. I nie mówię tego w kontekście wirusa.
Słyszę i czytam, że nachalne promowanie szczepionek jest nieuczciwe, haniebne, a nawet grzeszne. Rozumiem zatem, że pozwolenie na to, by codziennie umierało kilkaset osób, jest jak najbardziej w porządku.
Zbadań wynika, że marzeniem niemal połowy dziewczynek pomiędzy 10. a 15. rokiem życia jest zostanie youtuberką. Inne badania pokazują, że generalnie dzieci i wczesna młodzież chcą żyć z twórczości internetowej. To coś złego?
Znowu rośnie liczba zarejestrowanych przypadków. Jak o tym mówić, nie strasząc?
Sytuacje kryzysowe są dla jednych okazją do narzekania i usprawiedliwieniem, by iść po linii najmniejszego oporu, dla drugich – kołem zamachowym do działania, okazją, by wyjść z rutyny. Doskonałym tego przykładem są szkoły.
Kilka lat temu przeprowadzono badania, w których zapytano dzieci z różnych krajów świata, kim chciałyby zostać w przyszłości.
Odkrycia geograficzne czasami były dokonywane z ciekawości, czasami przez przypadek, najczęściej jednak dla pieniędzy. Dzisiaj niewiele w tej kwestii się zmieniło. Na Marsa chcemy lecieć z powodu pieniędzy. I nie ma w tym nic złego. Nie chcę powiedzieć, że inżynierowie pracujący nad międzyplanetarnymi misjami to pozbawieni ciekawości biznesmeni, księgowi, którzy liczą na krociowe zyski. Chcę powiedzieć, że rozwój technologii przynosi zyski oraz że może być i jest bardzo dobrą inwestycją.
Boimy się narzędzi, a powinniśmy się lękać ludzi, którzy tych narzędzi używają. Różnica jest zasadnicza.